Tę historię można spokojnie zaliczyć do "wnętrzarskich kfatów" choć dotyczy przedmiotu a nie pomieszczenia. Nie mniej ten przedmiot miał być ważnym elementem tego wnętrza. O czym mowa? O niepozornej starej drewnianej skrzynce na narzędzia.
Już oczyma wyobraźni widziałam ją w lekkiej szarości, z naklejkowym napisem i dokręconymi kółeczkami. Miała nam ułatwić odkładanie psich smyczy na miejsce :)
Postanowiłam, że przy jej odnawianiu nie będę się spieszyć by nie popsuć efektu końcowego. Odkornikowałam ją, a potem szpachlowałam i szlifowałam na przemian, przez dwa tygodnie.
Niestety nie znalazłam szarej bejcy, wiec postanowiłam, że zmieszam białą i czarną farbę. Efekt po pierwszej warstwie był niesatysfakcjonujący, wręcz dramatyczny. W przypływie rozpaczy postanowiłam, że całość pomaluje po prostu na biało. Po dwóch warstwach białego akrylu, efekt przyprawił mnie o palpitacje serca i płacz. Nie o to mi chodziło, na domiar złego skrzynka w bieli kompletnie nie pasowała do szarej skrzynki na klucze pod którą miała stać. Jedyne co przyszło mi do głowy to włożenie jej pod prysznic i próba zdarcia na mokro tego co nie zdążyło wyschnąć.
Teraz czeka mnie zeszlifowanie pozostałej farby. Uzupełnienie szpachli (pod wpływem wody sporo wypełnionych ubytków się rozciapało) z naprzemiennym szlifowaniem przez kolejne dwa tygodnie. Planuje to zrobić (kiedyś może w przyszłym roku), priorytetem będzie zakup szarej bejcy, bo bez świadomości, że jest (istnieje), nawet nie podchodzę do tej skrzynki.
Pozdrawiam was cieplutko,
poszukiwaczka szarej bejcy Karola